piątek

Strachy koncertowo

To jedna z niewielu kapel które mnie naprawdę nakręcają. Skaczę pod sceną na koncercie do ostatnich bisów, w domu potrafię w kółko słuchać płyt, zwłaszcza "Autora".
W listopadzie grali w moim pięknym mieście, promując "Dodekafonię". Lubię te nowe kawałki ale akurat niezbyt rozbujały towarzystwo. Może ludzie jeszcze ich za dobrze nie znają, może nie trafia do mas ich sens, a może publika o średniej wieku 15 nie jest ich właściwym odbiorcą. Ja zastrzeżeń nie mam, jakimś cudem Grabaż zawsze napisze coś co wbija się we mnie jak hak i targa. Więc na początku potargało, potem wyskakałam, na koniec zapiłam zimnym browarkiem. I tak ma to właśnie wyglądać.

poniedziałek

wieczór strzelankowy

Zupełnie tego nie planowałam, wyszło przypadkiem. Miałam wolny wieczór, idealny na lekkie filmy i prasowanie, więc na pierwszy ogień poszła "Rock n rolla". Może to kwestia rozpraszacza pod postacią żelazka i stosu prania ale za diabła nie mogłam się wciągnąć w akcję i do tej pory nie wiem o co chodziło. Ktoś coś wykręcił, naściemniał, zrobił zadymę, wkręcił komuś że ktoś mu coś, ale po co, jak i dlaczego, nie wiem. Niby klasycznie, jak to u Ritchiego jednak lubię wiedzieć o czym jest film a nie tylko oglądać sceny, nie mogąc połączyć ich w całość. Dobiła mnie później koleżanka, która stwierdziła że film był świetny, zabawny itd. Wygląda na to że należy mu się druga szansa i skupiona uwaga na wyłączność.
Drugi był "Crank" czyli po polskiemu "Adrenalina". Ten film przynajmniej nie wymagał zbytniego natężenia mózgownicy. Intryga płaska jak klatka piersiowa Kate Moss, dużo biegania i strzelania, i żenująca scena sexu na ulicy w chińskiej dzielnicy. Bez happy endu, za to zakończenie bezcenne, dosłownie odlotowe.

Beltaine na żywo

To był świetny koncert!! Od dawna lubię Beltaine i nikt mi nie wmówi że teraz grają bardziej po indyjsku czy bardziej elektronicznie. Nie ważne, nie oddzielam i nie klasyfikuję dźwięków. Czuję tylko porywającą muzę przy której ciężko wysiedzieć. A niestety na sali nie było miejsca do poskakania, tylko siedzące. Następnym razem poproszę koncert na świeżym powietrzu, na duuużej łące, żeby można było sobie poszaleć. Zwłaszcza przy Łódź by Night.

czwartek

Serce nie sługa

To komedia romantyczna ze śliczną i zawsze uśmiechniętą Ashley Judd i nieodmiennie boskim, choć tu mniej włochatym, Hugh Jackmanem. On porzucony, właściwie nie wiadomo do końca dlaczego, przez ukochaną i zaliczający panienki jedna po drugiej, Ona porzucona przez niezdecydowanego faceta, w wyniku czego zmuszona zamieszkać z Nim. W tle wątek o skutkach Jej rozważań na temat związków i facetów, którym dała upust w formie artykułu w jednym z poczytnych pism. Taki przyjemny, filmowy chick-lit na jesienny wieczór. Zwłaszcza że jest na czym zawiesić wzrok.

piątek

Alexander McCall Smith "Niebiańska randka i inne odmiany flirtu"

Zabrałam ten zbiór opowiadań ze sobą na wakacje ze względu na gabaryty i limit w bagażu nadawanym, co nie było głupim pomysłem bo w podróży nie miałam wiele czasu na czytanie.
W szczupłym tomiku mieści się kilka opowiadań które łączy jeden temat: randka, flirt, zaloty czyli sprawy które dotyczą właściwie każdego z nas, choć każdy traktuje je inaczej. Jednak to co zaserwował autor zupełnie odbiega od klasycznego rozumienia randki. Sytuacje, które opisuje, budziły we mnie rozmaite emocje: dobry nastrój ("Cudowna randka"), wstręt ("Milutka mała randka") czy sporą wesołość i niedowierzanie ("Daleko na północy"). Kończąc każde opowiadanie zastanawiałam się czym autor mnie zaskoczy w następnym.

poniedziałek

Lisa Jewell "Impreza u Ralpha"

To czytadło, chick lit w dosłownym znaczeniu. Całkiem niegłupi i w przypadku niektórych epizodów wyjątkowo trafny, ale mimo to nadal pozostający w gronie literatury niezbyt wysokich lotów.
Bohaterami jest młodzież drugiego rzutu, czyli w okolicach 30-stki, wciąż radosna, bez bagażu typu kredyty i dzieci, skupiająca się na przyjemnościach teraźniejszości. Panowie i panie bawią się, snują intrygi, imprezują, bzykają po kątach, jedni skutecznie rozwalają swój długoletni związek a drudzy przeżywają spotkanie dusz.
Gdyby nie to że ta książka miała zbyt mocny i zbyt bezpośredni wpływ na moje życie zanim ją przeczytałam, byłaby miłą, odprężającą lekturą na późnoletni wieczór. A tak mam ochotę grzmotnąć nią w twarz osobę, która czytała ją przede mną i identyfikując się z bohaterami, nie wyciągnęła logicznych wniosków.

piątek

Nicci French "Fatalna namiętność"

Alice ma kochającego faceta, który przynosi jej herbatę do łóżka, satysfakcjonującą pracę i paczkę zgranych przyjaciół. Czego chcieć więcej. A jednak. Jedno spojrzenie pewnego pana powoduje że idzie z nim bez słowa na bzykanko. Każde kolejne wydarzenie powoduje że głębiej zapada się w bagno chorej namiętności/miłości i całkowicie się w niej zatraca. Od zbyt intensywnego ciupciania przestawia jej się w głowie. Dalej jest coraz bardziej brutalnie, krwawo i mrocznie.
Nie jest to thriller wysokich lotów ale czyta się go z odpowiednim dla gatunku napięciem. Jeśli przymknie się oko na kilka niewiarygodnych wątków to można spędzić przyjemny wieczór z wciągającą lekturą.

poniedziałek

Incepcja

Nasłuchałam się trochę o fabule i przeczytałam kilka recenzji zanim poszłam do kina. Opinie oczywiście były podzielone, niektóre negatywne ze względu na uprzedzenie pod adresem DiCaprio, inne dla zasady. Do DiCaprio nic nie mam, nawet cenię gościa za rolę w Co gryzie Gilberta.. , o której chyba większość zapomniała i kojarzą go tylko z Titanikiem. Swoją drogą faktycznie pierwsza scena w Incepcji narzuca myśl że jednak się z tego Titanica uratował. A sama Incepcja jest do obejrzenia, bez szału ale i bez nudy. Plusy to ładne obrazki, odpowiednio dobrana obsada i pomysłowy scenariusz. Minusy to momentami zagmatwana akcja, za szybka do ogarnięcia i pewna przewidywalność niektórych zdarzeń.

czwartek

Projekt dziecko, czyli ojciec potrzebny od zaraz

Niczego się po tym filmie nie spodziewałam, nawet do końca nie wiedziałam na co idę do kina. Film wybierała koleżanka, reszta tylko towarzyszyła i robiła za obstawę. I bardzo dobrze, przynajmniej nie jestem zawiedziona bo film to jedno wielkie rozczarowanie, połączone z żenadą.
Sama fabuła była całkiem sensowna, zgodna z obecnymi realiami historia małżeństwa, które usiłuje doczekać się potomka i angażuje do pomocy przy prokreacji brygadę przyjaciół. Mogłaby z tego wyjść przyjemna, wartka komedia pomyłek a wyszła jedna, wielka, nudna pomyłka. Jakby reżyser wahał się czy kręci dramat czy komedię. I do tego wisienka na torcie czyli ubóstwiany przez tłumy Misiek Koterski, którego bym najchętniej rozszarpała po pierwszym wypowiedzianym przez niego zdaniu.
Przeczekałam, przesiedziałam swoje, nie polecam.

poniedziałek

2012

Film tylko dla ludzi o mocnych nerwach. Bynajmniej nie z powodu trzymającej w napięciu akcji tylko naciąganej fabuły, drętwych dialogów i sztucznych bohaterów, dzięki którym ma się ochotę walić czółkiem w najbliższą ścianę. To zmarnowane 3 godziny plus koszt biletu, jeśli ktoś zdecydował się przesiedzieć je w kinie. Nawet efekty specjalne nie poprawiają wizerunku tej szmiry. Na trzeźwo nie do strawienia, ale myślę że przy pewnej dawce thc seans można by uważać za udany.

środa

Eureka

Zaczęłam oglądać ten serial do prasowania i spodobał mi się. Akcja dzieje się w miasteczku zamieszkałym przez naukowców z różnych dziedzin, pracujących nad swoimi projektami. Sam fakt istnienia takiego miejsca jest tajemnicą rządową, ściśle chronioną. Przypadkiem trafia tam zupełnie normalny, nie ponadprzeciętnie inteligentny szeryf stanowy, który po wplątaniu się w zagadkę science-kryminalną, zostaje szeryfem Eureki. Historyjka jest przyjemna, niebanalna, generalnie wiadomo kto z kim i dlaczego, a dodatkowo w jaki sposób, i czy można w tym temacie opracować twierdzenie i je udowodnić.

wtorek

N.H.Kleinbaum "Stowarzyszenie Umarłych Poetów"

Rozczarowała mnie ta książka. Spodziewałam się że wciągnie mnie w równej mierze jak film, że wywoła podobne wzruszenia, a jest to po prostu streszczona fabuła filmu, prawie całkowicie wyprana z emocji. Czytało się ją jak opis obrazów, zamiast na podstawie treści tworzyć sobie w głowie własne wyobrażenia. Może tak właśnie jest z książkami pisanymi na podstawie filmu, że autorowi umykają uczucia i subtelności, drobne gesty, mimika, albo nie potrafi właściwie opisać tego co widzi, dobrać odpowiednich słów. Dlatego książki nie polecam, za to film z całego serca.

czwartek

Strachowe

Słucham tego kawałka na okrągło. Działa na mnie podejrzanie pozytywnie, może dlatego że przypomina mi pewien koncert w Wiatraku.

wtorek

Michael Palin "Himalaje"

Nie przepadam za książkami podróżniczymi za wyjątkiem podróżniczo-awanturniczych. Wynika to częściowo z przydługich i przykwiecistych opisów okoliczności przyrody a częściowo ze zwykłej zazdrości, że chciało by się być na miejscu autora, i widzieć, i przeżywać to samo.
Oczywiście zazdroszczę Palinowi podróży wzdłuż Himalajów, wszystkich ciekawostek które widział po drodze i ludzi których poznał. Ale przyznam że nie porwał mnie swoim tekstem. Nie zarywałam nocy przy tej książce a momentami okrutnie mnie męczyła. Były, owszem, zabawne fragmenty i komentarze monty pythonowskie, były opowieści o losach spotkanych ludzi i historii krajów czy regionów, co swoja drogą poszerzyło moją wiedzę. Jednak liczyłam na barwną i śmieszną relację z podróży a dostałam za bardzo suchy i za często odbębniany opis kolejnych etapów podróży. Za to dużym plusem były zdjęcia Basila Pao, piękne, kolorowe, żywe. Szkoda tylko że nie opublikowano ich więcej bo brakowało mi ilustracji kilku zabytków nad którymi rozwodził się Palin.

poniedziałek

Opener dzień 4

Zaczęłam od Kings of Convenience. Grają przyjemną muzyczkę, w wersji polskiej tzw. poezję śpiewaną. Miło było ich posłuchać, kojarzyli mi się z SDM i zastanawiałam się kto jeszcze spośród publiki ma takie skojarzenie. O ile ktokolwiek poza mną słyszał o takim zjawisku.
Potem byłam The Hives, a może zostałam na Wild Beasts. Nie pamiętam. Znaczy przeszło bez echa.
Za to The Dead Weather.... Och i ach. Ponieśli mnie. To był kompletny odlot. Feeria dźwięków, goniących jeden za drugim, pozornie nieskładnie, w efekcie tworzących oszałamiający koktail. I z wrażeń wzrokowych te dwa elfy, Jack i Alison. Magia, po prostu magia.
Następne było rozczarowanie czyli Archive. Liczyłam na muzykę w stylu Again a dostałam totalną nudę.
Za to całkiem fajnie się słuchało Mitch&Mitch. Sami bawili się muzyką i potrafili do tej zabawy wciągnąć publiczność. Duże brawa dla tych panów.

czwartek

Opener dzień 3

Biegałam między sceną główną a tentem. W kolejności: Julia Marcell, Skunk Anansie, Regina Spector, Kasabian, Novika.
Julia Marcell przeszła bez echa. Ani źle, ani rewelacyjnie, ot taka miła dla ucha muzyka.
Za to Skunk Anansie porwało energią. Zadziwiła mnie wokalistka która dała się ponieść tłumowi na rękach, jednocześnie śpiewając. I to bez zadyszki. Żałuję że musiałam wyjść w połowie koncertu ale chciałam koniecznie usłyszeć Reginę Spector.
Babka trochę kojarzyła mi się z Tori Amos, rude włosy, fortepian. Ale muzykę tworzy w zupełnie innym stylu, bardziej poetycko, delikatnie. I potrafi pięknie śpiewać po rosyjsku. Za rok na Openera mogliby zaprosić Alinę Simone, która też potrafi czarować rosyjskimi utworami.
Kasabiana o dziwo też nie odnotowałam szczególnie w pamięci. Chociaż słuchaliśmy tego w drodze do Gdyni. Widocznie nie zrobił na mnie szczególnego wrażenia albo po piwie i innych używkach umarły moje komórki mózgowe odpowiedzialne za Kasabiana.
Imprezę skończyłam na Novice i było to bardzo dobre zakończenie wieczoru. Poskakałam, potańczyłam, pobujałam się, o to chodziło.

środa

Opener dzień 2

Tego dnia siedziałam tylko przy dużej scenie. Na początku Lao Che. Drażniły i mierziły mnie kawałki z ich nowej płyty. Może dlatego że słyszałam niektóre po raz pierwszy a z innymi się nie osłuchałam. W każdym bądź razie zaczęło mi się podobać dopiero jak zagrali z Gospela i Powstania Warszawskiego.
Dalej Mando Diao. Nie znałam ich w ogóle, skojarzyłam dopiero ostatni utwór z koncertu z kawałkiem który był intensywnie wałkowany w esce. Ale podobali mi się, nawet na tyle że przebrnęłam przez tłum pod scenę gdzie sobie poskakałam przez kilka piosenek.
I Massive Attack. Nazwa mówi sama za siebie, nic dodać nic ująć. Rewelacyjny koncert. Porywająca muza. Fantastyczne show. Chcę jeszcze.
Miałam zostać jeszcze na Empire of the Sun ale nieco mnie zmogło. I według kolegów nie mam czego żałować. Więc nie żałuję.

wtorek

Opener dzień 1

Celem dnia był Pearl Jam. Właściwie to był to cel całego Openera, jak dla mnie. I zgodnie z przewidywaniami zadrżałam w posadach od pierwszego pojawienia się Veddera na scenie, czyli od koncertu Bena Harpera. Który zresztą był bardzo udany. Ale o dziwo po głowie chodzą mi nie kawałki pearljamowe tylko yeasayerowy, a dokładniej "2080":



Poza muzą tylko plaża, piwo, i inne takie w klimacie rock&rolla.

środa

Douglas Coupland "Pokolenie X" / "Generation X"

Książka była hitem wśród moich znajomych 15 lat temu gdy byliśmy w liceum i nikt nie miał pomysłu co dalej. Wtedy jej nie czytałam ale dla kolegów była odkryciem, manifestacją niezależności, potrzeby układania życia po swojemu, nie ulegania wpływom, samodzielnego myślenia. Przeczytałam ją niedawno i jej treść nie powala mnie na kolana. Nie jest żadnym odkryciem pewnie dlatego że moja codzienność wygląda podobnie. I wcale nie jest mi z tym dobrze.

A według Wikipedii:
"Generacja X - pokolenie ludzi urodzonych między 1965 a 1985. X oznaczać ma niewiadomą, ludzi, którzy nie wiedzą dokąd mają zmierzać, społeczeństwo zagubione w chaosie współczesności, wykreowanych przez modę wzorców, szukające odpowiedzi na trudne pytania i sensu własnej egzystencji. Wyznacznikiem przynależności była tutaj abnegacja, nonszalancki styl i sposób życia, bezbarwność. Często są to ludzie wykształceni, bogaci intelektualnie, materialnie, lecz świadomie uciekający na marginesy oficjalnego życia, niepodatni na spoty reklamowe, okresowe mody, lekceważący konsumpcyjno-rynkowe reguły gry. Część z nich wylądowała na marginesach społecznych po utracie pracy."

wtorek

Jesteś lekiem na całe zło

Od wczoraj to mnie buja, to mnie kręci:

poniedziałek

Boondock Saints II / Święci z Bostonu 2

Obejrzałam film przedwczoraj a już zapomniałam o czym był. Tak to jest z większością sequeli że nie dorastają pierwowzorom do pięt. Pamiętam że było dużo strzelania, że bracia trochę się postarzeli ale wciąż mają piękne klaty, że do końca byłam przekonana że Connora gra inny aktor a nie Sean Patrick Flanery (nie ta twarz co w Indianie Jonesie) i że zamiast fenomenalnego w pierwszej części Willema Dafoe jest ruda mysia pipka. Szału nie było.
Ale był wciąż nakręcający:

piątek

Sanctuary

Nie dałam rady. Obejrzałam pół pierwszego odcinka i poległam. Jak dla mnie to kolejna bajka o potworach z mało oryginalną fabułą, flegmatycznymi bohaterami i sztywnymi dialogami.

czwartek

The Blind Side

Kolejny film o tym że warto bezinteresownie wyciągnąć pomocną dłoń do drugiego człowieka. Tym razem jednak zakres pomocy i jej forma znacznie przekracza statystyczną średnią, bo niewiele białych kobiet, matek, żon, gospodyń domowych odważyłoby się wziąć pod swój dach, pod swoją opiekę i ostatecznie zaadoptować czarnoskórego nastolatka. Honor i szacun dla tej Pani!!! Ale sam film przeamerykanizowany, momentami słodki i czuły do przesady, chociaż Sandra Bullock zasłużenie dostała Oskara za tę rolę.

środa

Jaśniejsza od gwiazd/Bright Star

Kolejny film reżyserki "Fortepianu". Przyjemny dla oka i ucha, wysmakowany, z subtelnie opowiedzianą historią pierwszej miłości. Taki który najlepiej oglądać w ciemnym pokoju, będąc otulonym w koc, oddzielonym od wszelkich przeszkadzajek, żeby wczuć się w klimat, wtopić w materię. Film na zwolnienie tętna, na wzruszenia.

wtorek

Chińska wódka

To nie fikcja, to rzeczywistość. Takie wynalazki istnieją. Przywiozłam całą flaszkę z podróży, kupioną za jedyne 8 juanów czyli ok 5 pln. Dojrzewała w szafce przez 5 lat bo nikt nie miał odwagi spróbować tego co drzemie w środku. Ale nadejszła wiekopomna chwila i... Jest to smak wyrafinowany, poraża kubki smakowe feerią barw, od benzyny począwszy na krowim łajnie skończywszy. Z niczym nie daje się porównać i podejrzewam że bez domieszki soku, na czysto, spożycie byłoby trudne. Na razie dawkuję sobie po jednym drinku, który i tak za każdym razem mną wstrząsa. Nie sprzyja alkoholizmowi.

poniedziałek

Raz, Dwa, Trzy

Zagrali w piątek bardzo przyjemny koncert, poprzedzony występem kabaretu Ciach. Było lirycznie, urzekająco, poetycko i cholernie zimno wieczorową porą.

piątek

Chodzi po głowie



Od kiedy obejrzałam "A Mighty Heart", zwłaszcza że tekst znakomicie pasuje do tego co tłucze mi się we łbie niemelodyjnie. Poza tym jednym Nouvelle Vague nagrali inne przyjemne dla ucha covery.
A film też jak dla mnie wciągający. Lubię filmy na faktach i późniejsze drążenie tematu bo zostawiają chociaż trochę wiedzy przyklejonej do mózgu. W tym wypadku było to min. uświadomienie sobie ogromu tragedii ludzi, których bliscy zginęli z rąk terrorystów, bezsilności władz i zakresu rozgrywek politycznych.
No i Angelina Jolie, wciąż motywująca.