poniedziałek

wieczór strzelankowy

Zupełnie tego nie planowałam, wyszło przypadkiem. Miałam wolny wieczór, idealny na lekkie filmy i prasowanie, więc na pierwszy ogień poszła "Rock n rolla". Może to kwestia rozpraszacza pod postacią żelazka i stosu prania ale za diabła nie mogłam się wciągnąć w akcję i do tej pory nie wiem o co chodziło. Ktoś coś wykręcił, naściemniał, zrobił zadymę, wkręcił komuś że ktoś mu coś, ale po co, jak i dlaczego, nie wiem. Niby klasycznie, jak to u Ritchiego jednak lubię wiedzieć o czym jest film a nie tylko oglądać sceny, nie mogąc połączyć ich w całość. Dobiła mnie później koleżanka, która stwierdziła że film był świetny, zabawny itd. Wygląda na to że należy mu się druga szansa i skupiona uwaga na wyłączność.
Drugi był "Crank" czyli po polskiemu "Adrenalina". Ten film przynajmniej nie wymagał zbytniego natężenia mózgownicy. Intryga płaska jak klatka piersiowa Kate Moss, dużo biegania i strzelania, i żenująca scena sexu na ulicy w chińskiej dzielnicy. Bez happy endu, za to zakończenie bezcenne, dosłownie odlotowe.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz